środa, 25 stycznia 2017

SELFIE Z DUBAJSKIMI PIĘKNOŚCIAMI...SELFIE WITH DUBAI'S BEAUTIES...PART TWO



Dumna, to zdjęcie było wyświetlane na wielkim ekranie  przed najwyższym budynkiem świata Burj Khalifa ✋

Upał. Jakieś 43 stopnie. Początek sierpnia. Godzina 13. Nie wybiera się takiej pory na spacer po Burr Dubaj. Chyba, że jest się upartą blondynką, której sauna niestraszna podobnie jak zwiewna koszula seksownie przyklejąca do spoconego ciała.   I tak nadal będzie pachnieć perfumami zrobionymi wyłącznie dla niej przez dubajskiego znajomego z Syrii, pracującego w Malezji, pomieszkującego przy granicy z Sharjah. A z tą seksualnością nie przesadzajmy bo to w końcu spacer w muzułmańskim kraju i trzeba dbać o swoją reputację.
A przede wszystkim trzeba uszanować tutejsze zwyczajne. Po pierwszym samotnym spacerze po najstarszej dzielnicy Dubaju zrozumiałam dlaczego wszyscy znajomi lokalsi byli wyjątkowo zapracowani gdy oznajmiłam im, że mam ochotę zrobić sobie taką wycieczkę. Nikt nie chciał się przyłączyć do "poświęcenia".  Podarowano mi jedynie samochód z kierowcą, który przywiózł mnie do tej dzielnicy miasta nie wysuwając nawet kawałka nosa z klimatyzowanego auta. "Call me Mum when you finisz" i tyle go widziałam...I tak komfortowa sytuacja... Dzień wcześniej z buta pociągnęłam trasę przez prawie całą Al Minia Street do portu Al Minia. Nikomu się jednak tym nie chwaliłam.




Samochodów niby mniej, ale i tak sporo. Konkurują między sobą w pokonywaniu wąskich uliczek desperacko walcząc o kawałek tej ziemi. Mijam Wielki Meczet. Docieram do Dubaj Muzeum. Nareszcie chłód. Na dzień dobry prezydent Chalifa ibn Zajid Al Nahajan i premier, szejk Dubaju Muhammad ibn Raszid Al Maktum.


Ich oczy witają turystów we wszystkich ważnych publicznych miejcach i w hotelach też. To są liderzy a nie politycy. Ludzie im wiele zawdzięczają i kochają. Zupełne przeciwieństwo polskiego polityczka z Wiejskiej.




Przeleciałam szybko historię Dubaju i Emiratów bo nie lubię tego typu sztuki. Jestem zbyt niecierpliwa i szybko się nudzę w takich miejscach. Ale to obowiązkowy punkt, który w Dubaju trzeba zaliczyć. Interesujący, choć moje ciągotki preferują inne strony podróżniczej bajki. Kto co lubi. Ja wolę jednak walczyć z wysoką temperaturą a zamiast patrzeć na nieruchome eksponaty podziwiać urok ludzi, którzy pocą się podobnie jak ja opowiadając o miejscach, o których pojęcia nie mają zwykli turyści...

Zaliczam po drodze sklep ze złotem, ale ceny mi nie odpowiadają więc wypijam wodę dziękuję za prezentację naszyjnikòw z brylantami i wychodzę obiecując, że jak już będę milionerką to wrócę żeby zrobić cenne zakupy i kupię tę kolię na widok której moje oczy oszalały. Na loda w KFC mnie stać więc chwila na orzeźwienie i ready to go, dalej przygodo.

Idąc więc zamaszystym krokiem, który z minuty na minutę ma coraz mniejszą moc mijam prawie stu letnie budynki...robi się tak jakby ciszej, z dala od ulicznego zgiełku jaki panuje w Downtown.

A to oznacza, że zbliżam się do Bastakiya. Zbudowana przez irańskich kupcòw najstarsza dzielnica Dubaju to oaza artystów. Zapomnisz tutaj o nowoczesności. Uwielbiam takie klimaty. 

Magicznie, inaczej, czas się zatrzymał. Ludzie śpią w zakamarkach starych  budynków, wstydzę się im robić zdjęcia. Mają przerwę od pracy. Chwilę spędzam z uroczą rodzinką. Robimy sobie foty i idziemy każdy w swoją stronę.





Mijam government, dochodzę do portu Al Minia Zatoki Perskiej i tracę orientację w terenie. Zgubiłam się wśród wielu wąskich uliczek. Nie ja jedna. Filipińczyk, który mnie mija pyta o drogę...Też turysta bo ma aparat i robi zdjęcia...Fajterka jednak szybko odnajduje punkt od którego droga jest jej znana. Carrefour w Al Minii jest jak komin centrum handlowego Bonarka w Krakowie. Widzisz i już wiesz, że nie zginiesz i trafisz do domu, ziemi obiecanej, do którego w chwili obecnej chcesz trafić jak najszybciej. 




Stopy puchną, nogi wchodzą tam gdzie byłoby im niewygodnie, spodnie i koszula są tak mokre jakby wyciągnięto je z basenu, twarz płonie, myśli krążą wokół prysznica. Panie nie pozwól mi spłonąć, okaż swą łaskę bym błyskawicznie dotarła do chaty, wzięła szałer, zmieniła ciuchy i cieszyła się sierpniowym popołudniem w Dubaju w klimatyzowanym pokoju.

Koniecznie będąc w Dubaju musicie zrobić sobie selfie z pięknościami najstarszej dzielnicy złotego miasta Burr Dubaj. Tylko nie w lipcu czy w sierpniu. Lepszą porą jest grudzień, styczeń, luty. W rytmie Its my life Dr Albana, bo mniej więcej takie jest tempo mojego chodzenia zrozumiecie dlaczego pewnych rzeczy robić się nie powinno w lecie. No, chyba, że lubicie piekiełko i jak ja gotowi jesteście na wszystko 😆







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz